Półmetek wakacji – czy pogoda pokrzyżuje plany branży hotelarskiej i gastronomicznej
IGHP podsumowało czerwiec jako miesiąc udany dla hotelarzy zarówno pod względem obłożenia, jak i wzrostu cen, zwłaszcza w segmencie wypoczynkowym. Lipiec zapowiadał się korzystnie głównie dla hoteli położonych w rejonach turystycznych – wynika z ankiety Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego. Gastronomia podsumowuje wejście w sezon pozytywnie, ale bez euforii.
Czerwiec w HoReCa
Czerwiec przyniósł bardzo dobre wyniki w sektorze hotelowym – 83 proc. hoteli odnotowało obłożenie powyżej 50 proc., z czego 46 proc. przekroczyło próg 70 proc. Zarówno hotele biznesowe, jak i wypoczynkowe osiągnęły podobny poziom frekwencji, a żaden obiekt nie spadł poniżej 30 proc. – wynika z raportu IGHP. Gastronomia w regionach turystycznych także podniosła obroty . Bartłomiej Sadowski, właściciel ArtBistro by Progres w Gdańsku Wrzeszczu, potwierdza, że sezon jest intensywny nie tylko z powodu licznych turystów. Równie często do jego restauracji zaglądają mieszkańcy Trójmiasta, korzystający z wakacji. Kamil Sakałus, dyrektor zarządzający grupy Tatry Wysokie, prowadzącej m.in. restaurację Schronisko Bukowina na Podhalu potwierdza, że zainteresowanie noclegami w tym regionie jest duże, nawet większe niż w analogicznym okresie poprzedniego roku.
– Widać, że gastronomia w turystycznych regionach – nad morzem, w górach i na Mazurach – weszła w sezon z dużym apetytem na ruch i sprzedaż. Czerwiec wystartował z przytupem, a wrzesień coraz częściej jest traktowany jako pełnowartościowa część sezonu w branży Horeca. Nasi klienci patrzą na ten czas optymistycznie, ale też realnie – wiedzą, że liczy się tempo, sprawność operacyjna i jakość mówi Marcin Matyjasik – dyrektor regionu północ w Bidfood.
Pogoda krzyżuje plany
Niezbyt przyjazna pogoda przyczyniła się niestety do spadku liczby gości w lipcu. Tomasz Purol pracuje jako szef kuchni w sopockim White Marlinie czwarty roku z rzędu. Potwierdza, że liczba gości w Sopocie zależy w dużej mierze od pogody. Słońce po prostu ściąga turystów. Gdy zacznie kropić, goście często ruszają na Hel lub zwiedzać Gdańsk czy Gdynię i wtedy Sopot wyludnia się.
– Co ciekawe, naszym miejscem pomiarowym pod kątem ruchu w restauracji jest ilość osób, które spacerują po Molo. Jeśli widzimy z okien naszej restauracji dużo spacerowiczów, wówczas spodziewamy się większego ruchu – mówi Tomasz Purol.
Głównym czynnikiem umożliwiającym wydłużenie wysokiego sezonu jest także pogoda. Potwierdza ten fakt Bartłomiej Sadowski.
– Nie raz już byliśmy świadkiem, że wrzesień był miesiącem mocno turystycznym. Kolejnym ważnym czynnikiem jest rozwój miasta i możliwości spędzenia wolnego czasu, gdzie mamy cały wachlarz atrakcji z których warto korzystać będąc w Trójmieście – mówi.
Maj w górach zawsze był miesiącem bardzo dobrym, w tym roku goście niestety nie dopisali. Przyczyną była oczywiście aura, bo obfitował w długie okresy deszczowej pogody połączonej z niskimi temperaturami. Częściowo nadrobił to czerwiec.
– Zauważam też tendencję wydłużania się sezonu o miesiące powakacyjne, szczególnie wrzesień i październik. Wówczas w góry wybierają się goście, którzy omijają ten region w miesiącach wakacyjnych ze względu na dużą liczbę turystów w lipcu i sierpniu. Z moich obserwacji wynika, że z roku na rok tendencja będzie wzrostowa przy jednoczesnym wypłaszczaniu się zjawiska sezonowości. Czasy, gdy dzieci w okolicy 24 czerwca kończą rok szkolny i następnego dnia wszyscy ruszają w góry się skończyły. Wynika to z prostych przyczyn: zmienił się nam bowiem model pracy. Co raz więcej ludzi pracuje w modelach zdalnych i hybrydowych. Do tego dochodzą też zmiany klimatyczne. Trafiają się na przykład weekendy w listopadzie, gdzie góry, a w związku z tym restauracje, hotele czy pensjonaty pękają w szwach. 15 czy 20 lat temu w tych okresach Podhale było zasypane śniegiem, trudno dostępne, nieprzejezdne. Teraz listopadowe weekendy potrafią mieć pogodę typu 18 stopni na plusie – mówi Kamil Sakałus.
Fast food rządzi w miejscowościach turystycznych
– Ostatnie lata pokazują, że w polskiej gastronomii króluje fast food i czy będziemy nazywać nim lody włoskie, gofry z frużeliną, hot dogi, Kebab, pizzę, zapiekanki, kiełbaskai z grilla, to myślę, że nie przeskoczymy tego. Jest to trend, który mnie jako szefa kuchni może troszeczkę zastanawiać lub martwić. Przykładowo w Sopocie przy głównych ulicach minąłem 3 puste restauracje, jedynie w meksykańskiej coś się działo, w pozostałych było mocno średnio. Być może tak objawia się obniżanie kosztów wyjazdu przez nasze społeczeństwo. Potwierdza ten trend gro nowości w piekarniach, które zaczęły łączyć element gastronomiczny poprzez śniadania, lunche, zapiekanki i pizzę. Staje się to modne też w sklepach. Obserwujemy w nich coraz większy udział gastronomii na rzecz klasycznych zakupów – mówi Robert Sowa, szef kuchni i właściciel restauracji N31 w Warszawie
Potwierdza tę opinię Marcin Matyjasik z Bidfood. Mówi, że w miejscowościach turystycznych rośnie znaczenie konceptów szybkich i sezonowych – burgerownie, street food, kuchnie azjatyckie, smażalnie czy pizzerie są na topie. – Ich właściciele szukają partnerów, którzy nie tylko dostarczą produkt, ale też pomogą znaleźć najlepsze rozwiązania – dodaje.
Zagraniczni turyści w polskich górach i nad morzem
Media chętnie piszą o egzotycznych przybyszach ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, którzy tłumnie odwiedzają latem Podhale, Ze względu na kolor skóry i charakterystyczny strój zwracają na siebie uwagę.
– Jednak jeżeli popatrzymy na liczby, zjawisko pod tytułem „Arabowie zalewają Podhale” jest bardziej faktem medialnym, niż rzeczywistością. Patrząc po rejestracjach samochodów na pewno widać dużo Litwinów, Węgrów, Niemców, Czechów i Austriaków. I co naturalne, nie zmienia się to od lat – mnóstwo gości to Słowacy, bo po prostu mają blisko – komentuje Kamil Sakałus.
W Trójmieście nadal wśród obcokrajowców przeważają Skandynawowie, co raz częściej pojawia się Czesi, prawdopodobnie dzięki nowemu bezpośredniemu połączeniu kolejowemu z Pragi do tej aglomeracji.
Menu dla turysty
Kamil Sakałus uważa, że uryści oczekują urozmaiconej oferty z kuchnią regionalną będącą jej częścią, a nie głównym elementem.
– Stereotypem jest myślenie, że turysta z Poznania, Wrocławia czy Olsztyna spędzający tydzień w Bukowinie Tatrzańskiej na śniadanie będzie jadł oscypka, na obiad kwaśnicę, a na kolację pieczoną baraninę. To tak nie działa – mówi Kamil Sakałus.
Tomasz Purol natomiast twierdzi, że turyści przyjeżdżający do Sopotu chcą zjeść rybkę. Hitem sprzedaży w sopockim White Marlin są niebiesko płetwy tuńczyk, ośmiornica, śledź, nie wspominając o krewetkach. Pozostaje nam trzymać kciuki za pogodę i frekwencję w sierpniu,
Czytaj też o letnim menu w fine diningowych restauracjach.
…





