Właściciele Kim Chi Ken otworzą wkrótce szóstą restaurację
Korean Fried Chicken, czyli kurczak w panierce w koreańskim stylu podbija serca konsumentów w kolejnych miastach. Specjalizujące się w tym daniu restauracje Kim Chi Ken są w sumie trzy i działają w Warszawie oraz Poznaniu. W krótce otworzy się szósty lokal właścicieli Kim Chi Kena. Pod którym z szyldów – tego jeszcze nie chcą zdradzić.
Kim Chi Ken – menu z kurczakiem w tle
Kuba Tepper, współwłaściciel sieci Kim Chi Ken podkreśla, że wybór kuchni azjatyckiej pod kątem biznesu był dla niego naturalny.
– Min, moja żona, pochodzi z Korei. Z kolei ja jestem z wykształcenia japonistą, poznaliśmy się w Japonii, gdzie spędziliśmy dużo czasu i to tych dwóch kuchni nam po prostu w Polsce brakowało – podkreśla. Wraz z żoną Kuba prowadzi w sumie pięć restauracji pod trzema markami: trzy Kim Chi Ken, jedną Min’s Table oraz jedną Tonari.
Ostatni Kim Chi Ken otworzył się na początku bieżącego roku w Warszawie przy ulicy Marszałkowskiej. Specjalizuje się w Korean Fried Chicken w różnych odsłonach smakowych. W ofercie znajduje się zarówne wersja mięsna jak bezmięsna. Niemal pół roku od otwarcia stołecznego Kena – ku zaskoczeniu właścicieli – przed drzwiami lokalu nadal zdarzają się kolejki.
– Nasze menu intencjonalnie jest krótkie. Specjalizujemy się w wąskim wycinku, jakim jest smażony, koreański kurczak z dodatkami i tak zostanie. Oczywiście urozmaicamy go sezonowymi smakami, a raz do roku staramy się o odświeżenie, choć nie jest to proste. Przy usunięciu dowolnego smaku pojawia się liczne grono rozczarowanych Gości. Od początku najpopularniejszym daniem był nasz sweet chilli. Wiedzieliśmy, że w menu muszą się znaleźć klasyczne, koreańskie smaki dostępne w wielu “kurczakowniach” w Seulu. Do tego również nasze wariacje czasami zahaczające od kraje ościenne, jak choćby teriyaki, wywodzący się z Japonii. Ale podstawą jest autentyczność – mówi Kuba Tepper.
Dania sprzedawane są zarówno na miejscu, jak i z dostawą. Proporcje kanałów kształtują się różnie zależnie od lokalizacji, ale właściciele starają się, by dostawy stanowiły zasadniczą mniejszość sprzedaży.
Kim Chi Ken – ekspansja
Zapytany o ekspansję Kuba Tepper podkreśla, że wyjście z Poznania było naturalną koleją rzeczy.
– Oczywiście zdalne zarządzanie nie jest proste, ale nowe wyzwania nie pozwalają się nudzić. Czy się opłacało? Raczej nie to pytanie byśmy sobie zadali. Oczywiście wszystkie lokale są rentowne i zarabiają, ale raczej pytamy: czy przynosi nam to frajdę. I tak, KCK w Warszawie przynosi nam frajdę –
Modelu franczyzy dla Kim Chi Kena właściciele nie przewidują, argumentując, że nie zależy im nam na jak największej liczbie lokali, a na zadbanych własnych restauracjach. Podsumowując: jakość, nie ilość. W kontekście rentowności Kuba Tepper podkreśla istotę food costu, który należy trzymać w ryzach i regularnie sprawdzać.
– Sezonowo zdarza się, że ceny poszczególnych składników wzrosną, niemniej okres stałych i wysokich wzrostów zdaje się być już za nami – mówi.
Co ciekawe, promocja Kim Chi Kena w mediach społecznościowych odbywa się wyłącznie organicznie.
– Działamy wyłącznie organicznie przez nasze some. Lubimy bawić się z naszymi Gośćmi w internecie. Nie używamy płatnych reklam czy też współprac. To nie pomaga budować silnej społeczności zgromadzonej wokół lokali. Chociaż oczywiście dajemy sobie prawo do błędu, może kiedyś będziemy działać inaczej – mówi Kuba Tepper.
Kiedy i gdzie następny Kim Chi Ken
Wkrótce otworzy się szósty lokal. Pod jakim szyldem i gdzie – tego właściciele nie chcą jeszcze zdradzić. W bieżącym roku skupiają się również nad usprawnieniem prac zaplecza swego biznesu, na przykład na systemach magazynowych, co jest szalenie istotne przy rosnącej skali.