O potencjale kobiet, pracujących w polskim gastro rozmawiamy Agatą Wojdą, utalentowaną szefową kuchni restauracji Ferment Dom Kultury. Tematykę rozmowy podejmujemy z okazji Światowego Dnia Kobiet.

RR: Kobiet w Polskiej gastronomii przybywa. Jak widzisz ich sytuację w polskim gastro, które jest nadal zmaskulinizowane.

AW: Obecnie trochę mniej poświęca się temu zagadnieniu uwagi. Pewnie dlatego, że parytety i swoista moda na success stories kobiet w gastro odeszły na dalszy plan. Lubimy jednak nadal o tym rozmawiać. Kobiet w gastronomii jest w mojej opinii bardzo dużo, szczególnie w nowych konceptach. Bardzo często tworzą modne, ważne miejsca, biorąc za nie pełną odpowiedzialność. Jednocześnie wydaje mi się, że kobiety nie uczestniczą w pogoni za gwiazdkami. Widzimy wśród laureatów Michelin Polska tylko mężczyzn.

RR: Dlaczego brakuje reprezentacji kobiet w fine diningu?

AW: Możliwe, że ten obszar kobiet do końca nie interesuje, osobiście postrzegam go jako „zrobotyzowany”. Wydaje mi się, że podejście kobiet do kuchni, do miejsc, które tworzą cechuje większa naturalność.

RR: Kobiety przestały się pojawiać w konceptach kolektywnych kolacji. Jaki jest tego powód?

Szefowie kuchnia nadal organizują kolacje na „17 par rąk”. Być może nikt nie wpada na pomysł, żeby zaprosić jakąś jakąś dziewczynę do tego projektu i żeby ona się dzięki temu rozwinęła. Z kolei gotujące dziewczyny lubią mieć pewnego rodzaju luz, to znaczy lubią czuć, że wiedzą, co robią. Gotują po to, żeby nakarmić gościa i żeby ten stwierdził, ze było ciekawie i smacznie.

RR: Jakie są Twoim zdaniem słabe i mocne cechy „gastro kobiet”?

AW: Prócz kariery zawodowej kobiety często mają też na swoich barkach dom i dzieci. Więcej na nich spoczywa niż na mężczyznach. W związku z tym ogromna ilość fajnych, ciekawych kobiet w pewnym momencie rezygnuje lub robi sobie przerwę, ewentualnie podejmuje aktywności w ramach godzinowych, żeby pogodzić pracę z prowadzeniem domu.

RR: Czy kobiety radzą sobie w kuchni gorzej, bo są słabsze fizycznie od mężczyzn?

AW: Nie. Wszystkim jest tak samo ciężko dźwigać i stać na nogach przez wiele godzin pracy, czego rezultatem mogę być żylaki. Dużo cięższa pod kątem wysiłku fizycznego wydaje mi się praca w piekarniach. Paradoksalnie kobiet jest tam bardzo dużo, szczególnie w nowoczesnych konceptach, a więc dają radę.

RR: A jakie są silne strony kobiet?

Zdecydowanie większa podzielność uwagi, umiejętność prowadzenia kilku tematów naraz. Nazywam ten model kobietą ośmiornicą: umiejętność ogarniania wszystkiego naraz.

RR: Czy lubisz pracować w kobiecych zespołach?

Jasne, że tak. Mam pewność, że wszystko jest ogarnięte, zakupy zrobione, plus skupienie na tematach priorytetowych. Cechą, która może być zagrożeniem w kobiecym zespole jest intensywna emocjonalność.

RR: Co byś poradziła młodej dziewczynie, której marzy się kariera w gastro, żeby była zadowolona ze swojego wyboru życiowego 10 lat później?

AW: Konieczne jest zrozumienie, że praca w gastronomii to zarówno kreacja, ale też powtarzalność, czyli relatywnie duża ilość godzin z powtarzanymi czynnościami. W gastro sprawdzają się ludzie pracowici i potrafiący pracować w rutynie. Tacy, których ona nie męczy. Ważne jest znalezienie pomysłu na siebie, swoich ulubionych miejsc będących wyznacznikiem tego, co chciałybyśmy robić. Zawód związany z gastronomią jest świetny, daje bardzo dużo możliwości i ogromną satysfakcję. Mówi się, że wobec rozwoju AI przetrwają zawody usługowe, rzemieślnicze i artystyczne. Zawód kucharza możemy uznać zatem za bezpieczny.

RR: Czego byś życzyła kobietom gastronomii z okazji 8 marca?

AW: Życzyłabym, żeby miały relatywnie dużo czasu dla siebie, momentu na odpoczynek i możliwości pracowania budowania bardzo dobrych zespołów! Ludzie kochają przecież pracę w gastronomii, bo ta daje im odpowiednik rodziny. I żeby się chciało dziewczynom rozwijać umiejętności.